Gdzie są chłopaczki Szambelana?
W Polsce nie ma dobrego
systemu szkolenia, więc nie może być koszykówki na wysokim poziomie - mówi
Jerzy Szambelan. Trener, który dwa lata temu poprowadził reprezentację Polski
U17 do wicemistrzostwa świata. [rozmowa opublikowana 29 września 2012 roku]
Panie trenerze, 2 lata temu prowadzona przez Pana reprezentacja Polski do lat 17 zdobyła wicemistrzostwo świata. To był największy sukces w historii naszej młodzieżowej koszykówki. Do tego zespołu przylgnęło określenie „chłopaczki Szambelana.” Gdzie są dziś chłopaczki Szambelana?
Prowadziłem ich, edukowałem, dawałem wiedzę i świadomość jakie mają podjąć decyzje. Musieli znaleźć się w takich środowiskach gdzie mieliby zapewniony dalszy rozwój. Chodziło o to, żeby nie szli do takich zespołów gdzie mieliby mało grania, gdzie nie byłyby zapewnione warunki do ich rozwoju.
Tomasz Gielo podjął dobrą decyzję, wyjechał do Stanów Zjednoczonych (Uniwersytet Liberty – przyp. aut.) Tam szkolenie i organizacja jest na najwyższym poziomie. I widać że chłopak się rozwija. On się zmienił. Jest bardziej dynamiczny, poprawił wiele elementów techniczno - taktycznych. Tę zmianę widać było już na Mistrzostwach Europy U20 w Bułgarii. Teraz w jego ślady idzie Karnowski (Uniwersytet Gonzaga – przyp. aut.)
Czy Michalak podjął dobrą decyzję (Trefl Sopot – przyp. aut.)? Ja bym na jego miejscu wybrał jednak jakąś opcję zagraniczną, Hiszpania może Włochy. Bo niestety kluby ligowe w Polsce nie są profesjonalnie zorganizowane. Jest kilka klubów profesjonalnych, a reszta… tam pozostaje dużo do życzenia.
Grzesio Grochowski myślę, że podjął dobrą decyzję, przyjął propozycję gry w pierwszej lidze. W Dąbrowie Górniczej gra po 40 minut w meczu.
Piotrek Niedźwiecki i Filip Matczak zadebiutowali w ekstraklasie.
A Mateusz Ponitka?
„Ponita” ma największe dyspozycje psychofizyczne, to jest taki łobuz boiskowy. On ma taki charakter, że zawsze będzie się przebijał, będzie walczył o swoje. Posiada również marzenia i pasję. Ale tak naprawdę to nikt do końca nie wie, jak będzie wyglądała przyszłość. Zawodnik i trener muszą mieć szczęście, żeby znaleźć się w odpowiednim czasie, w odpowiednim miejscu, z odpowiednimi ludźmi. Bo nieraz jest tak, że jest dobry trener, fachowiec, przygotowany merytorycznie, a nie ma efektów jego pracy. A niestety czasem się trafi na takich zawodników, że niewiele z nich można wycisnąć. A czasem trafi się w dobrym momencie, w dobre środowisko, mniej się człowiek napracuje, a efekty są. Tak samo zawodnik, jak gra dobrze w jednym klubie to nie znaczy że w innym będzie grał tak samo.
Co się stało, że Polacy zostali wicemistrzami świata? Przed tym sukcesem nasze kadry narodowe raczej walczyły o utrzymanie w dywizji A, zresztą po tym sukcesie też.
Wyszkolenie dobrego zawodnika, osiągnięcie takiego wyniku to nie może być dzieło przypadku. Muszą być spełnione pewne warunki.
Ale patrząc na polską koszykówkę to się zastanawiam jak to możliwe?
Całym sukcesem było to, że miałem pomysł jak pracować nad zmianą mentalną tych zawodników, to był fundament. Co by nie mówić, to muszą być pewne zasady. Zawodnik musi być zdyscyplinowany, musi słuchać trenera. To są rzeczy podstawowe. Jeśli zawodnik nie słucha trenera to nie ma sensu w niego inwestować. Całe szczęście ci chłopcy – tak mi się wydaje – poczuli przede mną respekt. Więc łatwiej mi było egzekwować pewne zasady. Wiadomo, że niektóre elementy techniczno – taktyczne czy przygotowanie ogólne wymagają dużego wysiłku. Człowiek ma taką naturę, że będzie się przed tym bronił. No ale trzeba tak postępować, żeby zawodnik tę barierę wysiłku psychicznego i fizycznego łamał. Niektórzy oczywiście się buntują. Jeżeli używam różnych środków, żeby to zmienić, no to zawodnik musi być pokorny. Nie może robić min, nie może wyrażać niezadowolenia. Bo ja to robię w dobrej wierze, żeby on miał z tego korzyść. Nad tymi rzeczami muszę panować. Dopiero na tej podstawie można myśleć o tym co dalej.
Muszę pilnować takich zachowań jak entuzjazm, zaangażowanie, wola walki, wola zwycięstwa. Zawodnicy muszą chcieć podnosić swoje umiejętności. A w przypadku prowadzenia reprezentacji muszę też pilnować żeby zawodnik podporządkował wszystko drużynie. A były przecież problemy tego rodzaju, że już niektórzy chcieli się przy tej reprezentacji lansować. Trener musi pilnować, żeby zawodnik po każdym treningu i meczu był lepszy jako człowiek i jako zawodnik.
Koszykówka to sport zespołowy, ale w każdej drużynie są gwiazdy…
No tak, oni też chcieli to wykorzystać. Do tego blisko są rodzice, też nie wiemy o czym z nimi rozmawiają, jak postępują. Do tego kluby, które już proponują kontrakty, skauci, menedżerowie, to wszystko sprawia, że zawodnicy są rozkojarzeni.
Jednak musze powiedzieć, że w tej drużynie były tylko drobne problemy, z którymi jako sztab trenerski poradziliśmy sobie. Dużym sukcesem była atmosfera jaka panowała między chłopcami. Nakreśliłem zasady: słuchanie, dyscyplina, pokora, entuzjazm, wola walki, wola zwycięstwa. Gdy było to konsekwentnie przestrzegane, to przyszedł taki moment, że stworzyły się też dobre relacje między zawodnikami. Oni widzieli, że trzymamy to wszystko mocno w garści. Ale też udało mi się stworzyć dobre relacje między trenerami. Bo Tomek Niedbalski, Grzesio Zieliński i Jacek Hernik mieli inne doświadczenia z reprezentacją, byli asystentami u różnych trenerów. Ale ta praca polegała na tym, że oni trzymali piłki i spacerowali po parkiecie albo się przyglądali, a są to bardzo dobrzy trenerzy o dużym doświadczeniu. A ja mam przecież już 63 lata, to nie będę sam zapierdzielał. Całą mądrością było wykorzystać potencjał nas wszystkich. Podzieliliśmy między siebie zadania i tak to wyglądało. A ponieważ dla mnie bardzo ważne jest zaufanie, szczerość, sprawiedliwość i to są takie rzeczy, które budują zespół, wszyscy to zaakceptowali i zaczęliśmy naprawdę dobrze i solidnie pracować. I zawodnicy to widzieli. Im też tłukliśmy do głów, że każde zachowanie oddziałuje na całą grupę. Jak jeden z nich się źle zachowa, wpływa to destrukcyjnie na całą drużynę. W tym zespole mieli być tylko tacy ludzie, którzy chcą budować a nie burzyć. No i pomału, pomału budowaliśmy.
Odcięcie od „świata zewnętrznego”, od mediów, zakaz korzystania z facebooka, z twittera – to jest sposób na lepszy wynik? Bo tak było rok po sukcesie na MŚ, we Wrocławiu podczas Mistrzostw Europy do lat 18.
Mi się wydaje, że tak. We Wrocławiu cała ta medialna otoczka wokół drużyny była bardzo rozkręcona, nam to przeszkadzało. Jak przyjechaliśmy do Wrocławia, to od razu zabrali nas na rynek, spotkanie z prezydentem, potem z dwie godziny z dziennikarzami. A potem niektórzy dziennikarze pisali takie bzdury, że to wstyd było czytać. Ale niektórzy oczywiście zrobili z tego przepiękne artykuły. Jednak bez względu na to: przed meczem wywiady, po meczu wywiady, do telewizji, radia, prasy, to pod względem utrzymania koncentracji i skupienia w drużynie jest tragedia. Gdyby Mistrzostwa Europy odbywały się w innym państwie nie byłoby tego rodzaju problemu. Jestem przekonany, że przywieźlibyśmy medal. Zwłaszcza, że dwa tygodnie wcześniej w Rydze braliśmy udział w Mistrzostwach Świata do lat 19 i tam zespół był w bardzo dobrej dyspozycji i rozegrał jedne z najlepszych meczów w ostatnim czasie, prezentując skuteczną koszykówkę (Polacy grający składem U18 odpadli w ćwierćfinale – przyp. aut.)
Takie czasy…
Ich to przerosło. Choć uświadamialiśmy ich, że po zdobyciu wicemistrzostwa świata będą musieli dźwignąć wielki ciężar. Oni mieli skoncentrować się na graniu, na koszykówce, na treningu. Szczerze, to wiedziałem że jak te mistrzostwa będą w Polsce to będzie bardzo, bardzo krucho.
Mateusz Ponitka i Przemysław Karnowski zadebiutowali w seniorskiej reprezentacji Polski, to z nich będziemy mieć największy pożytek w przyszłości?
Jest jeszcze Gielo, Michalak. To nie koniec. Michalak jest bardzo uzdolnionym chłopcem. To tylko kwestia czasu. Gielo też się pokaże. To jest inteligentny chłopiec, leworęczny. Ma dobre predyspozycje, to typ skocznościowo - szybkościowy, idealny do nowoczesnej koszykówki. Jeżeli będzie dobrze prowadzony, to może być naprawdę bardzo dobrym zawodnikiem. Dynamika ruchu wspaniała, koordynacja wspaniała.
Jest też Piotr Niedźwiecki, który posiada doskonałe warunki fizyczne. Jeżeli podejmie ciężką prace treningową wtedy może stać się podstawowym graczem w drużynie klubowej i w reprezentacji.
Po ME we Wrocławiu pożegnał się Pan z tamtą reprezentacją. I objął Pan kadrę U15, czyli zaczyna Pan wszystko od początku.
No budujemy, tylko nie wiem czy uda się tak jak poprzednio. Wybraliśmy 40 chłopców, którzy byli zebrani na pierwszym campie centralnym w Szczecinku. No ale niestety nie możemy bazować na szkoleniu klubowym. Niestety to szkolenie jest na słabym poziomie. Trenerzy, którzy zajmują się tą młodzieżą nie mają warunków do szkolenia. Bo jeżeli robią to jako dodatkowe zajęcie, poza swoimi innymi zajęciami zawodowymi, to nie można oczekiwać dobrych rezultatów. Poza tym wszędzie są problemy z bazą, z pieniędzmi, ze sprzętem, z wyjazdami na imprezy. Kluby dziś albo nie szkolą młodzieży w ogóle, albo jest to na takim poziomie, że musimy mieć dużo więcej konsultacji, obozów, gier kontrolnych, a problemem jest to że w PZKosz brakuje pieniędzy. Proszę sobie wyobrazić, że ja na imprezy, na mecze, żeby oglądać grę chłopców jeżdżę za swoje pieniądze. To jest chyba nieporozumienie.
No właśnie, jak jest z tym szkoleniem w Polsce?
Będę szczery do bólu. Jest bardzo słabo. Nie ma żadnego systemu organizacji szkolenia. Nie ma de facto zawodu trenera. Przecież nie może być tak, że szkoleniowiec od rana do piętnastej pracuje w jakimś innym zawodzie, a po południu za parę groszy, 300-400złotych prowadzi trzy, cztery zajęcia treningowe w tygodniu plus udział w rozgrywkach. W takiej sytuacji niemożliwe jest dobre wykonywanie swojej pracy. Trener musi koszykówką żyć od rana do wieczora.
Recepta?
Za komuny był model klubowy. Kluby były zakładowe, resortowe i zakłady łożyły pieniądze na działalność klubu. Każdy klub miał nakaz szkolenia młodzieży. W związku z tym trenerzy byli na etatach. W klubie był zorganizowany pion szkolenia z trenerem głównym, który nadzorował i kontrolował proces szkolenia. Ponad 20 lat temu zmienił nam się ustrój. Kluby przestały szkolić młodzież, bo im się to nie opłaca. Wydaje mi się że trzeba by pójść w kierunku modelu szkolnego. W szkołach mamy młodzież, bazę, sprzęt i nauczycieli-trenerów. Pieniądze powinny się znaleźć, tylko musi być pomysł. A nie kilku zapaleńców, którzy robią to na własną rękę.
A PZKosz ma w tym swoją rolę?
Polski Związek Koszykówki powinien coś robić, ma osobowość prawną, wspólnie z Ministerstwem Sportu i Turystyki powinien próbować wypracować systemowe rozwiązanie organizacji szkolenia.
A ja odnoszę wrażenie, że ostatnio PZKoszowi zależy tylko na seniorskiej kadrze.
Ja nie wiem co ich interesuje, staram się robić swoje.
Myśli Pan że są ludzie, którzy mogliby rządzić polską koszykówką i coś zmienić?
Wydaje mi się, że w Polsce nie brakuje doświadczonych trenerów, którzy rozumieją na czym polega szkolenie, na czym polega organizacja szkolenia. Tylko trzeba zorganizować takie spotkanie i wykorzystać ich wiedzę i doświadczenie i działać w kierunku stworzenia nowych rozwiązań systemowych. Można też wzorować się na innych federacjach, które mają szkolenie na wysokim poziomie np. Hiszpania. Muszą być przede wszystkim chęci, żeby coś zrobić.
Zresztą, wie Pan co kiedyś Romanowi Ludwiczukowi (były prezes PZKosz – przyp. aut.) powiedział Jasmin Repesa? Wtedy Repesa był kandydatem na trenera reprezentacji Polski. I Ludwiczuk go namawiał, a Repesa odpowiedział, że najpierw to trzeba w 40 milionowej Polsce zorganizować porządne szkolenie młodzieży, a potem myśleć o seniorach i wynikach reprezentacji. I że jak mamy problemy to może podać kilka nazwisk trenerów, którzy przyjadą do Polski i zorganizują nam takie szkolenie. I taka jest prawda. Nie można tego zostawić tak jak jest w tej chwili.
Oglądał pan mecze reprezentacji Polski w eliminacjach EuroBasketu 2013?
Polacy byli faworytami i oczywiście dobrze się stało, że awansowali. Przecież o to chodzi, żeby grać w tych najważniejszych imprezach, tam się rozwijać i zbierać doświadczenie.
Ale np.: oglądając mecz Polska – Finlandia muszę przyznać, że Finowie bardzo mi się podobali. Byłem pod wrażeniem tego zespołu: wyszkolenia, dyscypliny, dobrych relacji między zawodnikami a trenerem.
Koszykówka jest bardzo popularną dyscypliną. Dziś już wszystkie federacje mają dobrze wyszkolonych zawodników i dobrze zorganizowane zespoły. Jeżeli chcemy z nimi rywalizować musi przyjść moment stworzenia systemu szkolenia. W zasadzie bardzo ważne są pierwsze dwa etapy. Pierwszy etap to ścieżka amatorska, mini-koszykówka. Chodzi o to żeby jak najwięcej dzieci grało w koszykówkę, żeby była możliwość wybrania najbardziej predysponowanych. I dopiero wtedy wchodzimy na ścieżkę profesjonalną. Jest to etap podstawowy. Jak sama nazwa wskazuje powinno być to nauczanie podstaw. Podkreślam: to ma być nauczanie podstaw! Nie nauczanie grania, tylko nauczanie podstaw, fundamentów. I tam trzeba dla tych dzieci stworzyć najlepsze warunki. Tam musi być przygotowany trener-nauczyciel, musi być zabezpieczona baza, sprzęt, program i pieniądze na realizację programu. Na tym etapie zawodnik musi dostać nawyki i automatyzm w zachowaniach techniczno-taktycznych. Na tym cała rzecz polega. Dopiero później przechodzimy do następnych etapów. Jeśli są fundamenty, jeśli zawodnik jest przygotowany od strony fizycznej, od strony technicznej to wtedy nie ma problemu z organizacją gry w ataku i obronie. A u nas wszystko stoi na głowie. Na etapie podstawowym nie nauczamy, nie dajemy nawyków, tylko uczymy gry w koszykówkę metodą startową i młodzi chłopcy rozgrywają po 100 meczów w sezonie, bo trenerowi najbardziej zależy, żeby zdobyć mistrzostwo Polski w młodzikach, kadetach. Później z takim niedoszkolonym zawodnikiem idziemy dalej. I na końcu jest wielka tragedia. Proszę zauważyć, że my mamy te same rozwiązania techniczno – taktyczne w ataku i w obronie co inne reprezentacje. Inne zespoły z danego fragmentu gry – robią skuteczną akcję. My nie potrafimy. Ciągle brakuje albo przygotowania fizycznego, albo mentalnego, albo się nie chce, albo zawodnik jest nieodpowiedzialny, albo niezdyscyplinowany, albo piłka nim poniewiera, albo nie potrafi podać, albo to robi za wolno, z reguły robi za wolno.
Czyli dziś kadra bez Gortata, Lampego, Ignerskiego nie istnieje?
Jeżeli Gortat zdobywa ponad 20 punktów i 20 zbiórek w meczu, no to gdzie jest reszta? Drugi jest Ignerski. Bez nich nie ma tych punktów, a reszta zawodników nie ma komfortu na parkiecie. Wtedy doskonale widać jakie mamy braki. Bo Gortat czy Ignerski trochę te braki przysłaniają.
Marcin Gortat, zresztą nie tylko on, mówi że sukcesy reprezentacji przełożą się na większa popularność koszykówki.
Tak, Marcin ma rację. Tylko musi być jakiś system szkolenia. Jeżeli nie zajmiemy się porządnie szkoleniem to nic te sukcesy reprezentacji w nieco dalszej perspektywie nie dadzą. W zawodnika trzeba inwestować 10 – 12 lat. Mam go w tym czasie tak przygotować, że kolejne 10 lat będzie funkcjonował w zawodowej koszykówce. A jeżeli nie ma kto trenować tych dzieci, no to co zostaje?
Czyli Gortat skończy karierę, i zostaniemy z niczym…
Mam nadzieję, że kilku następców ma. Ale systemu szkolenia brakuje. A tylko tak możemy wychować dobrych zawodników, którzy kiedyś skończą kariery i zostaną przy koszykówce, jako trenerzy, działacze, menedżerowie. A jeśli nie ma zawodu trenera, to nie ma dla tych ludzi pracy, nie ma dla nich miejsca w koszykówce.
Niedawno miałem wykład w Białymstoku. Tam przyjechało około 100 trenerów szkolących się na Akademii Trenerskiej PZKosz. I zapytałem ich „kto z was żyje tylko z koszykówki?” I jest cisza na sali. No to pytam „to wszyscy jesteście na etatach trenerskich?” Oczywiście okazało się, że nikt nie pracuje jako trener na pełen etat. Bo nie mają gdzie pracować. Kiedyś były grupy od najmłodszej do seniora w każdym klubie i do tego byli potrzebni trenerzy.
Kończąc wątek reprezentacji, jak Pan ocenia pracę trenera Alesa Pipana?
Co by nie mówić bałkańska myśl szkoleniowa daje efekty. My nie jesteśmy się w stanie z nimi w jakikolwiek sposób porównać. Proszę zauważyć ilu zawodników z byłej Jugosławii gra w NBA, gra w Eurolidze i zespołach ligowych w różnych Państwach, ilu trenerów prowadzi w Europie zespoły, a ilu z Polski. Wybór trenera z tamtej nacji jest dobrym wyborem, a jeżeli chodzi o ocenę pracy trenera Pipana to nie chciałbym udzielać odpowiedzi.
Pan od początku swojej kariery trenerskiej, od połowy lat 70-tych pracował z dziećmi, z grupami młodzieżowymi. Miał pan jedną przerwę. Prawie 6 lat w Ekstraklasie, w Stali Stalowa Wola. Nie chciał pan zostać w seniorskiej koszykówce dłużej?
Ja pod koniec lat 70-tych wyjechałem do Niemiec. Miałem tam rodzinę, pojechałem do pracy, zarabiać pieniądze. Bo tak mi się zdawało, że jeśli będę niezależny finansowo, to tylko wtedy będę mógł coś osiągnąć. Jeśli zależałbym od pensji wypłacanej w klubie to nic bym nie osiągnął. To okazało się prawdą, dla niektórych byłem zbyt ambitny, nie pasowałem do układu, ale byłem niezależny i mogłem pracować po swojemu. Zresztą z powodu tych pieniędzy przywiezionych z Niemiec nie chcieli mnie przyjąć do pracy w Stali bo w latach 80-tych facet przyjeżdżający z zagranicy z markami był podejrzany. Ja w ogóle chciałem wtedy pracować za darmo. Po kilku miesiącach znaleźli dla mnie miejsce. Dostałem etat ślusarza i mogłem pracować jako trener na poważnie.
Prowadzenie pierwszego zespołu Stali Stalowa Wola zaproponowano mi zaraz po awansie do Ekstraklasy. Ale to był taki bardzo prowincjonalny klub. Nie byliśmy konkurencyjni, nie było pieniędzy na takie transfery jakbym chciał. Największy sukces to był w pierwszym sezonie (1989/1990), jak utrzymaliśmy się w Ekstraklasie (8 miejsce na 12 zespołów – przyp. aut.). To był najlepszy wynik. Później pozyskałem Nikołaja Iwachnienkę, Zenka Telmana, Aleksandra Szestopała, Piotrka Karolaka, Piotra Trzaskę także już było trochę lepiej. Też nie było łatwo, bo też były układy. Nad tymi markowymi klubami był parasol ochronny. Ale mój zespół grał bardzo widowiskowo, były emocje, były zwycięstwa, pełna hala ludzi w Stalowej Woli. Na mecze z markowymi zespołami to już w piątek nie było biletów w kasach. Zainteresowanie było ogromne. Przez te wszystkie lata w Stalowej Woli graliśmy w play-off. W 1991 roku zajęliśmy 5-te miejsce. A Zenek Telman został powołany do reprezentacji na Mistrzostwa Europy. Piotrek Trzaska i Piotrek Karolak grali w Meczu Gwiazd.
Zwolniono mnie w 1994 roku w niezbyt elegancki sposób, ale może nie warto już do tego wracać. Wtedy rzeczywiście miałem sporo propozycji. Z Bobrów Bytom, z Polonii Przemyśl, Agrofarmu Lublin… Ale byłem tym wszystkim zmęczony.
Sposób w jaki Pana zwolniono potwierdza tezę, że w żadne układy Pan nie wejdzie i wszystko Pan robi po swojemu.
No tak, ja sobie nie pozwolę na ingerowanie w moją pracę. Wtedy w Stali zmienił się prezes klubu (Alfred Rzegocki zastąpił Jerzego Augustyna – przyp. aut.) No i zaczęły się problemy. Bo prezes mnie wzywa i mówi, że mam grać tym a nie tamtym itd. Ja się wściekłem, powiedziałem żeby mnie więcej w takich sprawach nie wzywał. Ja to podpisuję swoim nazwiskiem i ja będę decydował kto będzie grał a kto nie. Ale minęły ze trzy kolejki i znowu wezwanie do prezesa, znowu mu coś nie pasowało. No to już wtedy zrobiłem wielką zadymę. Później mnie już nie wzywali, ale szukali pierwszej okazji do zwolnienia. Długo to jeszcze trwało, bo zespół funkcjonował, po za tym pracowałem w Związku, byłem przy reprezentacji juniorskiej, więc miałem dosyć mocna pozycję. Trochę się bali mnie zwolnić. Ale udało im się. Ja po prostu nie pozwolę aby do mojej pracy wtrącały się osoby nieuczciwe i niekompetentne.
A w seniorskiej drużynie trudniej utrzymać jedność niż u juniorów?
Nie. Nie miałem z tym problemów. Na początku były kłopoty z pieniędzmi. Nie było tak jak teraz, że zawodnik jest na kontrakcie 6-7 miesięcy, po czym kapota na grzbiet i nawet do widzenia nie powie. Kiedyś było to mądrzej zorganizowane, bo kontrakty były podpisywane na 2, 3, 4 lata. I rzeczywiście zawodnik był w jednym klubie przez kilka lat. Co dawało trenerowi możliwość kontroli nad graczem przez 12 miesięcy. Ten czas po skończeniu ligi był dla mnie bardzo cenny. Dawałem 2 tygodnie roztrenowania, 3 tygodnie urlopu wypoczynkowego, ale spędzonego czynnie i 9 tygodni pracowaliśmy nad podniesieniem indywidualnych umiejętności zawodników. W tym okresie robili duży postęp. Jeśli chodzi o sprawy finansowe, moim pomysłem było wynagradzanie zawodników za wynik sportowy (premie meczowe). Pieniądze leżały na parkiecie, a nie w kontraktach i pensjach. Na początku zawodnicy nie chcieli tego zaakceptować, ale z czasem obie strony były zadowolone.
W latach 90-tych koszykówka była popularna nie tylko w Stalowej Woli, ale w całej Polsce. Dziś niewiele z tego nie zostało.
Widać gołym okiem jaka jest sytuacja ale jest to dobry moment, żeby popularność koszykówki wróciła, aby tę sytuację zmienić trzeba mieć pomysł i wziąć się do roboty.
W przeszłości zamiast inwestować w przyszłość pieniądze szły na „tu i teraz”, do Polski przyjeżdżało coraz więcej zagranicznych koszykarzy, którzy niekoniecznie prezentowali poziom Keitha Williamsa.
Zabrakło Polaków bo nie ma szkolenia. Do tego ciągłe zmiany przepisów: dwóch może grać, trzech może grać, pięciu może. To jest tak jak z zepsutą drogą. Zamiast ją naprawiać można przecież postawić znak, żeby wolniej jechać. No i my tak jedziemy coraz wolniej. Ja nie wiem czy tego nikt nie widzi? Ci młodzi zawodnicy zaczynający kariery powinni mieć możliwość rozwoju poprzez grę w niższych ligach, mam na myśli III, II i I ligę. Korzystniej by było, żeby w tych ligach był dużo wyższy poziom. Przecież w Europie to normalne, że grasz w II lidze włoskiej czy hiszpańskiej i za chwilę możesz trafić do zespołu Euroligowego. Bo tam masz warunki, żeby się rozwijać. A weź mi u nas znajdź jakiegoś chłopaczka z II albo z I ligi, żeby zagrał przynajmniej w Ekstraklasie. Przecież to nieporozumienie.
Szkoła mistrzostwa sportowego?
No super, tylko z nią jest jak z reprezentacją seniorów. To jest miejsce dla najbardziej uzdolnionych. Ta szkoła jest bardzo potrzebna, bo tam są stworzone świetne warunki dla tych najlepszych.
A kto jest pana najlepszym wychowankiem?
Trudno tak wyróżniać, ale chyba Romek Prawica (były reprezentant Polski, gracz Stali Stalowa Wola, Anwilu Włocławek, Polonii Warszawa i Stali Ostrów Wielkopolski – przyp. aut.) On jako dziecko był bardzo pracowity, zdyscyplinowany, szczery, autentyczny. Zresztą taki jest do dzisiaj. To takie cenne. Chociaż wielu zawodników, gdy spotykamy się po latach mówi, że miło wspomina pracę ze mną. Piotr Czaska, który grał bardzo długo w koszykówkę, właśnie ten czas w Stali, ze mną jako trenerem ceni sobie najbardziej. To miłe, prawda? Miałem takich chłopaków jak Stasio Szwedo, Heniek Bieleń, i wielu, wielu innych… Zresztą widzę po swoich chłopakach jak sobie radzą w życiu. Nie każdy zostaje koszykarzem, ale dla każdego sport to dobra szkoła życia. Niektórzy pokończyli po dwa fakultety i zajmują wysokie stanowiska w różnych firmach.
A nie myśli Pan że Roman Prawica mógł osiągnąć więcej?
Nie analizuję tego w ten sposób. Pamiętajmy, że to był swego czasu najlepszy obrońca w Polsce. Wszyscy się go bali, każdego potrafił zatrzymać. Może poza Keithem Williamsem. Ale akurat Williamsa to mało kto potrafił zatrzymać. To był taki gracz, że przy wyrównanym spotkaniu ostatnia piłka szła do niego, wszyscy schodzili na boki i „1 na 1” nikt nie miał z nim szans.
No właśnie, mówił pan sporo o drużynie, a są tacy zawodnicy, że można zespół budować pod nich.
To prawda, niby koszykówka to gra zespołowa, ale cały czas trzeba pracować nad przygotowaniem indywidualnym. Podstawy są najważniejsze. Jeżeli zawodnicy są dobrze wyszkoleni to organizacja gry zespołu nie jest dużym problemem. W zasadzie przy zespole z dobrze wyszkolonymi zawodnikami to trener ma komfort w prowadzeniu drużyny. W tej sytuacji zawodnik potrafi ocenić sytuację na boisku, wykorzystać błąd przeciwnika w obronie i skończyć skutecznie akcję sam lub przy współpracy z partnerem.
Jak zmienił się zawód trenera przez ostatnie 40 lat?
Jak zaczynałem pracę trenera, to teściowa przywiozła mi ze Stanów Zjednoczonych książkę. Kosztowała 18 dolarów. A pensja w Polsce wynosiła 20 dolarów. Taka była chęć pozyskania wiedzy. Dzisiaj tych informacji i materiałów szkoleniowych jest wręcz za dużo. Trenerzy mają bałagan w głowie. Coś co się zdobywa ciężko ma jednak inną wartość. Teraz mamy dostęp do materiałów z całego świata, a ja pamiętam taką klinikę trenerską z 1979 roku, która odbyła się w Warszawie. Przyjechało tam dwóch trenerów z USA, z uniwersytetów Kentucky i Alabama. Przedstawili się, powiedzieli że są przyjaciółmi, ale filozofię koszykówki mają zupełnie inną. U nich każda wypowiedź zaczynała się od zwrotu „według mnie.” Różne są filozofie gry i sposoby nauczania podstaw. W związku z tym od każdego trenera można się czegoś nauczyć. A w Polsce jeśli ktoś ma swoje zdanie to z założenia nie ma racji. .
Druga rzecz, którą zapamiętałem: nie fantazjować na boisku. Bo przy fantazjowaniu to się można pogubić. Im prościej tym lepiej. Zostało mi to w głowie i staram się najprostszymi środkami realizować cele. No i jeszcze jedna rzecz: najpierw nauczcie zawodników podstaw, a później będziemy ich organizować w grę zespołową. Musi być fundament. A my tego do dziś nie rozumiemy. Czy to jest takie trudne? Może mi się łatwo mówi, bo siedzę w tym 40 lat?
Co jest ważniejsze w pracy z młodzieżą, szkolenie czy wynik?
Szkolenie. Etap podstawowy, nauka podstaw. To jest początek. Tam musi być nauka, nie trening. Jeżeli ja uczę dzieciaczki podstaw i gramy mecz z drużyną, której trener chce się lansować przez wynik to ja początkowo mogę przegrać. Ale jego zawodnicy za kilka lat, bez podstaw nie poradzą sobie w dorosłej koszykówce.
Byłem na meczu gwiazd I ligi w Krośnie. Wychodzą, wytatuowani, popisują się wsadami, a jak przychodzi do grania to żenada. Rzut za 3 – skuteczność 15%. Siedzę na tym meczu i się męczę. Żadnej współpracy. Żadnej wiedzy, nic, tragedia. Dopiero wyszedł Karol Szpyrka i ten chłopaczyna jako jedyny w tym meczu pokazał ze trzy dobre akcje, gdzie była współpraca gracza obwodowego z graczem podkoszowym. A przecież to zawodnicy, którzy są bezpośrednim zapleczem Ekstraklasy.
Załóżmy że uzbieramy taką drużynę z podstawami. To co jest najważniejsze w koszykówce?
Wykorzystać umiejętności i predyspozycje zawodników. Ustalamy taktykę pod graczy jakich mamy, na tym to wszystko polega.
Pana ulubiony koszykarz?
Było trochę tych świetnych graczy: Darek Zelig, Adaś Wójcik…
A to prawda, że Wójcik miał grać w Stalowej Woli?
No tak, ja go tu przywiozłem. Ze Stalowej ma żonę, prowadziłem go w juniorskiej reprezentacji Polski, a on jakoś chwilowo nie miał kontraktu, bo miał jechać do Włoch ale to nie wypaliło i byliśmy już dogadani i on chciał u mnie grać. Ja żeby ze Stali coś jeszcze wycisnąć potrzebowałem takiego gracza, który będzie lepszy od pozostałych. Taki który ich pociągnie, taki Adaś Wójcik! Ostatecznie nie podpisał kontraktu, bo poszło o jakąś bzdurę, o jakiś samochodzik służbowy, żeby jeździł nim po Stalowej. Ale tak naprawdę to podejrzewam, że władze Stali nie chciały go zatrudnić, bo czekali tylko na okazję żeby mnie zwolnić, a z Adasiem mogliśmy jeszcze sporo w tej lidze zwojować.
No dobrze, wracamy do tych ulubionych koszykarzy: Zelig, Wójcik, a obcokrajowcy?
Na pewno Keith Williams.
Pytałem o to jak zmienił się przez lata zawód trenera, a jak zmieniła się koszykówka?
Przede wszystkim fizycznie, stała się bardzo kontaktowa.
Kto dziś najlepiej szkoli młodzież?
Hiszpanie. Są wspaniali. Podejrzewam, że mają taką filozofia, że wynik na początku procesu szkoleniowego nie jest najważniejszy. Oni jak przegrywają, to trenerzy mają równowagę psychiczną. Nie wariują. Moja filozofia jest taka, że wynik na Mistrzostwach Europy czy Świata nie jest najważniejszy. Najważniejsze jest to, żeby Reprezentacja na takich imprezach grała. Jest to ważne zwłaszcza w grupach młodzieżowych. Żeby oni na tę imprezę pojechali, żeby się doskonalili. Bo konfrontują się z najlepszymi. Nie medal jest najważniejszy. Co za różnica jakbyśmy zamiast drugiego miejsca zdobyli czwarte? Ze szkoleniowego punktu widzenia: żadna. Pewnie, że jak jest medal, to jest też większa satysfakcja, ale od strony szkoleniowej on nic nie zmienił.
Filozofia koszykówki, to ważna rzecz?
Bardzo ważna. Musi być myśl przewodnia. Trzeba wiedzieć w którym iść kierunku. Dziś koszykówka jest oparta na mocnej i agresywnej defensywie. Trzeba dobrze bronić, żeby nie stracić punktów, zebrać piłkę albo ją przechwycić i ruszyć do kontrataku. Jak się nie uda kontratak, to trzeba próbować wtórnego szybkiego ataku, bo obrona przeciwnika jeszcze nie jest zorganizowana. A dopiero na trzecim miejscu jest granie ataku pozycyjnego. Każde wejście w posiadanie piłki powinno być sygnałem do kontrataku, żeby zdobyć łatwe punkty. Granie kontratakiem kosztuje mniej wysiłku fizycznego niż zdobywanie punktów w ataku pozycyjnym. Pod tą filozofię muszę przygotować treść treningową i konstrukcję ćwiczeń. Takie ćwiczenia żeby było przełożenie od razu na sytuacje meczowe. A na każdym treningu musi być jeszcze czas i miejsce na technikę defensywną, ofensywną i na grę 1 na 1. To robię na każdym treningu. Właściwie to bardzo proste…
Teraz Pan swoją filozofię przekazuje dzieciom w Stalowej Woli. Przy Zespole Szkół nr 2 powstała „Kuźnia Koszykówki”
Ja mam teraz jeden cel. Chcę tu znaleźć jednego chłopca w roczniku, który będzie miał predyspozycje. Wyedukować go i oddać do reprezentacji młodzieżowej. Niech sobie idzie w świat. To jest mój cel. I mam takiego chłopaczka w 6 klasie. I będę robił wszystko, żeby go dobrze wyedukować.
Bo Kuźnia Koszykówki zajmuje się tylko szkoleniem młodzieży. Na to szkolenie sami musimy zdobyć pieniądze. Mamy grupki mini-koszykówki w stalowowolskich szkołach podstawowych, mamy zajęcia pozalekcyjne, dzieciaczki bawią się grając w kosza 2 razy w tygodniu pod okiem nauczycieli wychowania fizycznego, później organizujemy pikniki koszykówki, z tych pikników wybieramy chłopców, którzy chcą i którzy mają predyspozycje. I organizujemy to dalej, w gimnazjum – klasa sportowa. Później wędrują do liceum. Tak to wygląda u nas i tak powinno wyglądać w całej Polsce. To naprawdę nie jest bardzo skomplikowane.
Mamy niezłą sytuację, bo wspiera nas prezydent Stalowej Woli, mamy opiekuna – dyrektora szkoły, sprawy organizacyjne załatwia były koszykarz Stali Marek Jarecki, do tego trenerzy: Roman Prawica, Robert Bełczowski, Damian Skiba i moja skromna osoba. I w tym modelu 9-cio letnim, podstawówka plus gimnazjum i liceum wszystko mamy w miarę poukładane. Chcemy spokojnie pracować. Tylko żeby nam nie przeszkadzano, a dobrze jakby ktoś jeszcze pomógł. Jestem przekonany, że z każdego rocznika znajdziemy jednego chłopca. A jak w każdym mieście by tak znaleźli po jednym zdolnym zawodniku, to już byłoby dobrze. Szkoda, że działacze klubu Stal Stalowa Wola, którzy otrzymali majątek z Huty Stalowa Wola celem utrzymania sportu w mieście bardziej zainteresowani są stanowiskami i dobrymi pensjami. I tym aby sport był na jak najniższym poziomie, aby było jak najmniej wydatków.
Reprezentacja Polski do lat 15, to drugi z Pańskich celów, to zajęcie na najbliższe 4 lata?
No tak, chyba że komuś podpadnę, to wtedy będzie krócej. Na razie pracuję, czeka nas pierwsza ważna impreza pod koniec tego roku. Turniej nadziei olimpijskich, który odbywa się zawsze w Polsce, w Czechach, na Słowacji albo na Węgrzech. Jeszcze nie wiem gdzie ten najbliższy zostanie rozegrany. Na razie jest tak jak mówiłem, nie możemy bazować na wyszkoleniu klubowym tych chłopców. Bo w konfrontacji międzynarodowej nie mamy żadnych szans. Musimy mieć czas, żeby to wszystko poprawić. Dopiero wtedy będziemy myśleć o rywalizacji. Jak to wyjdzie? Zobaczymy. Na dzień dzisiejszy cały czas musimy pracować nad podstawami.
Największy sukces w pana karierze?
A ja wiem? Chyba że Ci chłopcy doceniają, że się ich wciągnęło do koszykówki, doceniają prace ze mną.
Czyli nie medal Mistrzostw Świata?
Eee, co tam medal? Nawet nie wiem gdzie go mam. Muszę poszukać (śmiech)
Największa porażka?
(po dłuższym zastanowieniu)… Spoczywa na mnie odpowiedzialność za tych chłopców. To ja ich wciągam w to środowisko i nie daj Boże jak zdarzy się jakaś kontuzja. Przecież też miałem takie przypadki, jak to w sporcie. Jedno kolano, leczenie, drugie kolano, leczenie i po chłopaku. Mam wtedy poczucie winy, człowiek to przeżywa, spotykam się z rodzicami, którzy często mnie o to obwiniają, a przecież inni chłopcy funkcjonują, kontuzji nie ma, ale to się niestety w sporcie zdarza się.
Pan się wybiera na emeryturę?
Nie no, nie. Jak na emeryturę? To znaczy jestem na emeryturze, ale pracuję.
O tą koszykarską mi chodziło?
Nie, od koszykówki nie ucieknę.
Czyli czekamy na kolejnych reprezentantów Polski…
No zobaczymy, zobaczymy, ale tak mówimy o szkoleniu, o systemie, o trenerach, to trzeba też powiedzieć, że dzieciaki się zmieniły przez te lata mojej pracy. Dziś trudniej namówić dzieci do wysiłku, do treningu, nie mają nawyku słuchania i są niezdyscyplinowane. Dziś stworzyć grupę to nie jest prosta sprawa. Trzeba być psychologiem, pedagogiem, dyplomatą.
Ten sukces reprezentacji do lat 17 jakoś wpłynął na zainteresowanie koszykówką. Więcej dzieciaków chciało trenować, więcej rodziców się zgłosiło?
Nie, ale to raczej dlatego, że w Stalowej Woli to przecież wszyscy się znają. Każdy wie co ja robię i jak to robię, bo siedzę tu od 40 lat. Jak ktoś chce trenować koszykówkę, to wie czego się spodziewać. I tu sukces z reprezentacją nic nie zmienił. Dla mnie ważne są ambicja, honor, uczciwość, patriotyzm. Tego mnie nauczyli dziadkowie i rodzice. I jak jesteś tak ukształtowany od małego to już nic Cię nie zmieni. Ale z tego wynika też moja konsekwencja.
Panie trenerze, 2 lata temu prowadzona przez Pana reprezentacja Polski do lat 17 zdobyła wicemistrzostwo świata. To był największy sukces w historii naszej młodzieżowej koszykówki. Do tego zespołu przylgnęło określenie „chłopaczki Szambelana.” Gdzie są dziś chłopaczki Szambelana?
Prowadziłem ich, edukowałem, dawałem wiedzę i świadomość jakie mają podjąć decyzje. Musieli znaleźć się w takich środowiskach gdzie mieliby zapewniony dalszy rozwój. Chodziło o to, żeby nie szli do takich zespołów gdzie mieliby mało grania, gdzie nie byłyby zapewnione warunki do ich rozwoju.
Tomasz Gielo podjął dobrą decyzję, wyjechał do Stanów Zjednoczonych (Uniwersytet Liberty – przyp. aut.) Tam szkolenie i organizacja jest na najwyższym poziomie. I widać że chłopak się rozwija. On się zmienił. Jest bardziej dynamiczny, poprawił wiele elementów techniczno - taktycznych. Tę zmianę widać było już na Mistrzostwach Europy U20 w Bułgarii. Teraz w jego ślady idzie Karnowski (Uniwersytet Gonzaga – przyp. aut.)
Czy Michalak podjął dobrą decyzję (Trefl Sopot – przyp. aut.)? Ja bym na jego miejscu wybrał jednak jakąś opcję zagraniczną, Hiszpania może Włochy. Bo niestety kluby ligowe w Polsce nie są profesjonalnie zorganizowane. Jest kilka klubów profesjonalnych, a reszta… tam pozostaje dużo do życzenia.
Grzesio Grochowski myślę, że podjął dobrą decyzję, przyjął propozycję gry w pierwszej lidze. W Dąbrowie Górniczej gra po 40 minut w meczu.
Piotrek Niedźwiecki i Filip Matczak zadebiutowali w ekstraklasie.
A Mateusz Ponitka?
„Ponita” ma największe dyspozycje psychofizyczne, to jest taki łobuz boiskowy. On ma taki charakter, że zawsze będzie się przebijał, będzie walczył o swoje. Posiada również marzenia i pasję. Ale tak naprawdę to nikt do końca nie wie, jak będzie wyglądała przyszłość. Zawodnik i trener muszą mieć szczęście, żeby znaleźć się w odpowiednim czasie, w odpowiednim miejscu, z odpowiednimi ludźmi. Bo nieraz jest tak, że jest dobry trener, fachowiec, przygotowany merytorycznie, a nie ma efektów jego pracy. A niestety czasem się trafi na takich zawodników, że niewiele z nich można wycisnąć. A czasem trafi się w dobrym momencie, w dobre środowisko, mniej się człowiek napracuje, a efekty są. Tak samo zawodnik, jak gra dobrze w jednym klubie to nie znaczy że w innym będzie grał tak samo.
Co się stało, że Polacy zostali wicemistrzami świata? Przed tym sukcesem nasze kadry narodowe raczej walczyły o utrzymanie w dywizji A, zresztą po tym sukcesie też.
Wyszkolenie dobrego zawodnika, osiągnięcie takiego wyniku to nie może być dzieło przypadku. Muszą być spełnione pewne warunki.
Ale patrząc na polską koszykówkę to się zastanawiam jak to możliwe?
Całym sukcesem było to, że miałem pomysł jak pracować nad zmianą mentalną tych zawodników, to był fundament. Co by nie mówić, to muszą być pewne zasady. Zawodnik musi być zdyscyplinowany, musi słuchać trenera. To są rzeczy podstawowe. Jeśli zawodnik nie słucha trenera to nie ma sensu w niego inwestować. Całe szczęście ci chłopcy – tak mi się wydaje – poczuli przede mną respekt. Więc łatwiej mi było egzekwować pewne zasady. Wiadomo, że niektóre elementy techniczno – taktyczne czy przygotowanie ogólne wymagają dużego wysiłku. Człowiek ma taką naturę, że będzie się przed tym bronił. No ale trzeba tak postępować, żeby zawodnik tę barierę wysiłku psychicznego i fizycznego łamał. Niektórzy oczywiście się buntują. Jeżeli używam różnych środków, żeby to zmienić, no to zawodnik musi być pokorny. Nie może robić min, nie może wyrażać niezadowolenia. Bo ja to robię w dobrej wierze, żeby on miał z tego korzyść. Nad tymi rzeczami muszę panować. Dopiero na tej podstawie można myśleć o tym co dalej.
Muszę pilnować takich zachowań jak entuzjazm, zaangażowanie, wola walki, wola zwycięstwa. Zawodnicy muszą chcieć podnosić swoje umiejętności. A w przypadku prowadzenia reprezentacji muszę też pilnować żeby zawodnik podporządkował wszystko drużynie. A były przecież problemy tego rodzaju, że już niektórzy chcieli się przy tej reprezentacji lansować. Trener musi pilnować, żeby zawodnik po każdym treningu i meczu był lepszy jako człowiek i jako zawodnik.
Koszykówka to sport zespołowy, ale w każdej drużynie są gwiazdy…
No tak, oni też chcieli to wykorzystać. Do tego blisko są rodzice, też nie wiemy o czym z nimi rozmawiają, jak postępują. Do tego kluby, które już proponują kontrakty, skauci, menedżerowie, to wszystko sprawia, że zawodnicy są rozkojarzeni.
Jednak musze powiedzieć, że w tej drużynie były tylko drobne problemy, z którymi jako sztab trenerski poradziliśmy sobie. Dużym sukcesem była atmosfera jaka panowała między chłopcami. Nakreśliłem zasady: słuchanie, dyscyplina, pokora, entuzjazm, wola walki, wola zwycięstwa. Gdy było to konsekwentnie przestrzegane, to przyszedł taki moment, że stworzyły się też dobre relacje między zawodnikami. Oni widzieli, że trzymamy to wszystko mocno w garści. Ale też udało mi się stworzyć dobre relacje między trenerami. Bo Tomek Niedbalski, Grzesio Zieliński i Jacek Hernik mieli inne doświadczenia z reprezentacją, byli asystentami u różnych trenerów. Ale ta praca polegała na tym, że oni trzymali piłki i spacerowali po parkiecie albo się przyglądali, a są to bardzo dobrzy trenerzy o dużym doświadczeniu. A ja mam przecież już 63 lata, to nie będę sam zapierdzielał. Całą mądrością było wykorzystać potencjał nas wszystkich. Podzieliliśmy między siebie zadania i tak to wyglądało. A ponieważ dla mnie bardzo ważne jest zaufanie, szczerość, sprawiedliwość i to są takie rzeczy, które budują zespół, wszyscy to zaakceptowali i zaczęliśmy naprawdę dobrze i solidnie pracować. I zawodnicy to widzieli. Im też tłukliśmy do głów, że każde zachowanie oddziałuje na całą grupę. Jak jeden z nich się źle zachowa, wpływa to destrukcyjnie na całą drużynę. W tym zespole mieli być tylko tacy ludzie, którzy chcą budować a nie burzyć. No i pomału, pomału budowaliśmy.
Odcięcie od „świata zewnętrznego”, od mediów, zakaz korzystania z facebooka, z twittera – to jest sposób na lepszy wynik? Bo tak było rok po sukcesie na MŚ, we Wrocławiu podczas Mistrzostw Europy do lat 18.
Mi się wydaje, że tak. We Wrocławiu cała ta medialna otoczka wokół drużyny była bardzo rozkręcona, nam to przeszkadzało. Jak przyjechaliśmy do Wrocławia, to od razu zabrali nas na rynek, spotkanie z prezydentem, potem z dwie godziny z dziennikarzami. A potem niektórzy dziennikarze pisali takie bzdury, że to wstyd było czytać. Ale niektórzy oczywiście zrobili z tego przepiękne artykuły. Jednak bez względu na to: przed meczem wywiady, po meczu wywiady, do telewizji, radia, prasy, to pod względem utrzymania koncentracji i skupienia w drużynie jest tragedia. Gdyby Mistrzostwa Europy odbywały się w innym państwie nie byłoby tego rodzaju problemu. Jestem przekonany, że przywieźlibyśmy medal. Zwłaszcza, że dwa tygodnie wcześniej w Rydze braliśmy udział w Mistrzostwach Świata do lat 19 i tam zespół był w bardzo dobrej dyspozycji i rozegrał jedne z najlepszych meczów w ostatnim czasie, prezentując skuteczną koszykówkę (Polacy grający składem U18 odpadli w ćwierćfinale – przyp. aut.)
Takie czasy…
Ich to przerosło. Choć uświadamialiśmy ich, że po zdobyciu wicemistrzostwa świata będą musieli dźwignąć wielki ciężar. Oni mieli skoncentrować się na graniu, na koszykówce, na treningu. Szczerze, to wiedziałem że jak te mistrzostwa będą w Polsce to będzie bardzo, bardzo krucho.
Mateusz Ponitka i Przemysław Karnowski zadebiutowali w seniorskiej reprezentacji Polski, to z nich będziemy mieć największy pożytek w przyszłości?
Jest jeszcze Gielo, Michalak. To nie koniec. Michalak jest bardzo uzdolnionym chłopcem. To tylko kwestia czasu. Gielo też się pokaże. To jest inteligentny chłopiec, leworęczny. Ma dobre predyspozycje, to typ skocznościowo - szybkościowy, idealny do nowoczesnej koszykówki. Jeżeli będzie dobrze prowadzony, to może być naprawdę bardzo dobrym zawodnikiem. Dynamika ruchu wspaniała, koordynacja wspaniała.
Jest też Piotr Niedźwiecki, który posiada doskonałe warunki fizyczne. Jeżeli podejmie ciężką prace treningową wtedy może stać się podstawowym graczem w drużynie klubowej i w reprezentacji.
Po ME we Wrocławiu pożegnał się Pan z tamtą reprezentacją. I objął Pan kadrę U15, czyli zaczyna Pan wszystko od początku.
No budujemy, tylko nie wiem czy uda się tak jak poprzednio. Wybraliśmy 40 chłopców, którzy byli zebrani na pierwszym campie centralnym w Szczecinku. No ale niestety nie możemy bazować na szkoleniu klubowym. Niestety to szkolenie jest na słabym poziomie. Trenerzy, którzy zajmują się tą młodzieżą nie mają warunków do szkolenia. Bo jeżeli robią to jako dodatkowe zajęcie, poza swoimi innymi zajęciami zawodowymi, to nie można oczekiwać dobrych rezultatów. Poza tym wszędzie są problemy z bazą, z pieniędzmi, ze sprzętem, z wyjazdami na imprezy. Kluby dziś albo nie szkolą młodzieży w ogóle, albo jest to na takim poziomie, że musimy mieć dużo więcej konsultacji, obozów, gier kontrolnych, a problemem jest to że w PZKosz brakuje pieniędzy. Proszę sobie wyobrazić, że ja na imprezy, na mecze, żeby oglądać grę chłopców jeżdżę za swoje pieniądze. To jest chyba nieporozumienie.
No właśnie, jak jest z tym szkoleniem w Polsce?
Będę szczery do bólu. Jest bardzo słabo. Nie ma żadnego systemu organizacji szkolenia. Nie ma de facto zawodu trenera. Przecież nie może być tak, że szkoleniowiec od rana do piętnastej pracuje w jakimś innym zawodzie, a po południu za parę groszy, 300-400złotych prowadzi trzy, cztery zajęcia treningowe w tygodniu plus udział w rozgrywkach. W takiej sytuacji niemożliwe jest dobre wykonywanie swojej pracy. Trener musi koszykówką żyć od rana do wieczora.
Recepta?
Za komuny był model klubowy. Kluby były zakładowe, resortowe i zakłady łożyły pieniądze na działalność klubu. Każdy klub miał nakaz szkolenia młodzieży. W związku z tym trenerzy byli na etatach. W klubie był zorganizowany pion szkolenia z trenerem głównym, który nadzorował i kontrolował proces szkolenia. Ponad 20 lat temu zmienił nam się ustrój. Kluby przestały szkolić młodzież, bo im się to nie opłaca. Wydaje mi się że trzeba by pójść w kierunku modelu szkolnego. W szkołach mamy młodzież, bazę, sprzęt i nauczycieli-trenerów. Pieniądze powinny się znaleźć, tylko musi być pomysł. A nie kilku zapaleńców, którzy robią to na własną rękę.
A PZKosz ma w tym swoją rolę?
Polski Związek Koszykówki powinien coś robić, ma osobowość prawną, wspólnie z Ministerstwem Sportu i Turystyki powinien próbować wypracować systemowe rozwiązanie organizacji szkolenia.
A ja odnoszę wrażenie, że ostatnio PZKoszowi zależy tylko na seniorskiej kadrze.
Ja nie wiem co ich interesuje, staram się robić swoje.
Myśli Pan że są ludzie, którzy mogliby rządzić polską koszykówką i coś zmienić?
Wydaje mi się, że w Polsce nie brakuje doświadczonych trenerów, którzy rozumieją na czym polega szkolenie, na czym polega organizacja szkolenia. Tylko trzeba zorganizować takie spotkanie i wykorzystać ich wiedzę i doświadczenie i działać w kierunku stworzenia nowych rozwiązań systemowych. Można też wzorować się na innych federacjach, które mają szkolenie na wysokim poziomie np. Hiszpania. Muszą być przede wszystkim chęci, żeby coś zrobić.
Zresztą, wie Pan co kiedyś Romanowi Ludwiczukowi (były prezes PZKosz – przyp. aut.) powiedział Jasmin Repesa? Wtedy Repesa był kandydatem na trenera reprezentacji Polski. I Ludwiczuk go namawiał, a Repesa odpowiedział, że najpierw to trzeba w 40 milionowej Polsce zorganizować porządne szkolenie młodzieży, a potem myśleć o seniorach i wynikach reprezentacji. I że jak mamy problemy to może podać kilka nazwisk trenerów, którzy przyjadą do Polski i zorganizują nam takie szkolenie. I taka jest prawda. Nie można tego zostawić tak jak jest w tej chwili.
Oglądał pan mecze reprezentacji Polski w eliminacjach EuroBasketu 2013?
Polacy byli faworytami i oczywiście dobrze się stało, że awansowali. Przecież o to chodzi, żeby grać w tych najważniejszych imprezach, tam się rozwijać i zbierać doświadczenie.
Ale np.: oglądając mecz Polska – Finlandia muszę przyznać, że Finowie bardzo mi się podobali. Byłem pod wrażeniem tego zespołu: wyszkolenia, dyscypliny, dobrych relacji między zawodnikami a trenerem.
Koszykówka jest bardzo popularną dyscypliną. Dziś już wszystkie federacje mają dobrze wyszkolonych zawodników i dobrze zorganizowane zespoły. Jeżeli chcemy z nimi rywalizować musi przyjść moment stworzenia systemu szkolenia. W zasadzie bardzo ważne są pierwsze dwa etapy. Pierwszy etap to ścieżka amatorska, mini-koszykówka. Chodzi o to żeby jak najwięcej dzieci grało w koszykówkę, żeby była możliwość wybrania najbardziej predysponowanych. I dopiero wtedy wchodzimy na ścieżkę profesjonalną. Jest to etap podstawowy. Jak sama nazwa wskazuje powinno być to nauczanie podstaw. Podkreślam: to ma być nauczanie podstaw! Nie nauczanie grania, tylko nauczanie podstaw, fundamentów. I tam trzeba dla tych dzieci stworzyć najlepsze warunki. Tam musi być przygotowany trener-nauczyciel, musi być zabezpieczona baza, sprzęt, program i pieniądze na realizację programu. Na tym etapie zawodnik musi dostać nawyki i automatyzm w zachowaniach techniczno-taktycznych. Na tym cała rzecz polega. Dopiero później przechodzimy do następnych etapów. Jeśli są fundamenty, jeśli zawodnik jest przygotowany od strony fizycznej, od strony technicznej to wtedy nie ma problemu z organizacją gry w ataku i obronie. A u nas wszystko stoi na głowie. Na etapie podstawowym nie nauczamy, nie dajemy nawyków, tylko uczymy gry w koszykówkę metodą startową i młodzi chłopcy rozgrywają po 100 meczów w sezonie, bo trenerowi najbardziej zależy, żeby zdobyć mistrzostwo Polski w młodzikach, kadetach. Później z takim niedoszkolonym zawodnikiem idziemy dalej. I na końcu jest wielka tragedia. Proszę zauważyć, że my mamy te same rozwiązania techniczno – taktyczne w ataku i w obronie co inne reprezentacje. Inne zespoły z danego fragmentu gry – robią skuteczną akcję. My nie potrafimy. Ciągle brakuje albo przygotowania fizycznego, albo mentalnego, albo się nie chce, albo zawodnik jest nieodpowiedzialny, albo niezdyscyplinowany, albo piłka nim poniewiera, albo nie potrafi podać, albo to robi za wolno, z reguły robi za wolno.
Czyli dziś kadra bez Gortata, Lampego, Ignerskiego nie istnieje?
Jeżeli Gortat zdobywa ponad 20 punktów i 20 zbiórek w meczu, no to gdzie jest reszta? Drugi jest Ignerski. Bez nich nie ma tych punktów, a reszta zawodników nie ma komfortu na parkiecie. Wtedy doskonale widać jakie mamy braki. Bo Gortat czy Ignerski trochę te braki przysłaniają.
Marcin Gortat, zresztą nie tylko on, mówi że sukcesy reprezentacji przełożą się na większa popularność koszykówki.
Tak, Marcin ma rację. Tylko musi być jakiś system szkolenia. Jeżeli nie zajmiemy się porządnie szkoleniem to nic te sukcesy reprezentacji w nieco dalszej perspektywie nie dadzą. W zawodnika trzeba inwestować 10 – 12 lat. Mam go w tym czasie tak przygotować, że kolejne 10 lat będzie funkcjonował w zawodowej koszykówce. A jeżeli nie ma kto trenować tych dzieci, no to co zostaje?
Czyli Gortat skończy karierę, i zostaniemy z niczym…
Mam nadzieję, że kilku następców ma. Ale systemu szkolenia brakuje. A tylko tak możemy wychować dobrych zawodników, którzy kiedyś skończą kariery i zostaną przy koszykówce, jako trenerzy, działacze, menedżerowie. A jeśli nie ma zawodu trenera, to nie ma dla tych ludzi pracy, nie ma dla nich miejsca w koszykówce.
Niedawno miałem wykład w Białymstoku. Tam przyjechało około 100 trenerów szkolących się na Akademii Trenerskiej PZKosz. I zapytałem ich „kto z was żyje tylko z koszykówki?” I jest cisza na sali. No to pytam „to wszyscy jesteście na etatach trenerskich?” Oczywiście okazało się, że nikt nie pracuje jako trener na pełen etat. Bo nie mają gdzie pracować. Kiedyś były grupy od najmłodszej do seniora w każdym klubie i do tego byli potrzebni trenerzy.
Kończąc wątek reprezentacji, jak Pan ocenia pracę trenera Alesa Pipana?
Co by nie mówić bałkańska myśl szkoleniowa daje efekty. My nie jesteśmy się w stanie z nimi w jakikolwiek sposób porównać. Proszę zauważyć ilu zawodników z byłej Jugosławii gra w NBA, gra w Eurolidze i zespołach ligowych w różnych Państwach, ilu trenerów prowadzi w Europie zespoły, a ilu z Polski. Wybór trenera z tamtej nacji jest dobrym wyborem, a jeżeli chodzi o ocenę pracy trenera Pipana to nie chciałbym udzielać odpowiedzi.
Pan od początku swojej kariery trenerskiej, od połowy lat 70-tych pracował z dziećmi, z grupami młodzieżowymi. Miał pan jedną przerwę. Prawie 6 lat w Ekstraklasie, w Stali Stalowa Wola. Nie chciał pan zostać w seniorskiej koszykówce dłużej?
Ja pod koniec lat 70-tych wyjechałem do Niemiec. Miałem tam rodzinę, pojechałem do pracy, zarabiać pieniądze. Bo tak mi się zdawało, że jeśli będę niezależny finansowo, to tylko wtedy będę mógł coś osiągnąć. Jeśli zależałbym od pensji wypłacanej w klubie to nic bym nie osiągnął. To okazało się prawdą, dla niektórych byłem zbyt ambitny, nie pasowałem do układu, ale byłem niezależny i mogłem pracować po swojemu. Zresztą z powodu tych pieniędzy przywiezionych z Niemiec nie chcieli mnie przyjąć do pracy w Stali bo w latach 80-tych facet przyjeżdżający z zagranicy z markami był podejrzany. Ja w ogóle chciałem wtedy pracować za darmo. Po kilku miesiącach znaleźli dla mnie miejsce. Dostałem etat ślusarza i mogłem pracować jako trener na poważnie.
Prowadzenie pierwszego zespołu Stali Stalowa Wola zaproponowano mi zaraz po awansie do Ekstraklasy. Ale to był taki bardzo prowincjonalny klub. Nie byliśmy konkurencyjni, nie było pieniędzy na takie transfery jakbym chciał. Największy sukces to był w pierwszym sezonie (1989/1990), jak utrzymaliśmy się w Ekstraklasie (8 miejsce na 12 zespołów – przyp. aut.). To był najlepszy wynik. Później pozyskałem Nikołaja Iwachnienkę, Zenka Telmana, Aleksandra Szestopała, Piotrka Karolaka, Piotra Trzaskę także już było trochę lepiej. Też nie było łatwo, bo też były układy. Nad tymi markowymi klubami był parasol ochronny. Ale mój zespół grał bardzo widowiskowo, były emocje, były zwycięstwa, pełna hala ludzi w Stalowej Woli. Na mecze z markowymi zespołami to już w piątek nie było biletów w kasach. Zainteresowanie było ogromne. Przez te wszystkie lata w Stalowej Woli graliśmy w play-off. W 1991 roku zajęliśmy 5-te miejsce. A Zenek Telman został powołany do reprezentacji na Mistrzostwa Europy. Piotrek Trzaska i Piotrek Karolak grali w Meczu Gwiazd.
Zwolniono mnie w 1994 roku w niezbyt elegancki sposób, ale może nie warto już do tego wracać. Wtedy rzeczywiście miałem sporo propozycji. Z Bobrów Bytom, z Polonii Przemyśl, Agrofarmu Lublin… Ale byłem tym wszystkim zmęczony.
Sposób w jaki Pana zwolniono potwierdza tezę, że w żadne układy Pan nie wejdzie i wszystko Pan robi po swojemu.
No tak, ja sobie nie pozwolę na ingerowanie w moją pracę. Wtedy w Stali zmienił się prezes klubu (Alfred Rzegocki zastąpił Jerzego Augustyna – przyp. aut.) No i zaczęły się problemy. Bo prezes mnie wzywa i mówi, że mam grać tym a nie tamtym itd. Ja się wściekłem, powiedziałem żeby mnie więcej w takich sprawach nie wzywał. Ja to podpisuję swoim nazwiskiem i ja będę decydował kto będzie grał a kto nie. Ale minęły ze trzy kolejki i znowu wezwanie do prezesa, znowu mu coś nie pasowało. No to już wtedy zrobiłem wielką zadymę. Później mnie już nie wzywali, ale szukali pierwszej okazji do zwolnienia. Długo to jeszcze trwało, bo zespół funkcjonował, po za tym pracowałem w Związku, byłem przy reprezentacji juniorskiej, więc miałem dosyć mocna pozycję. Trochę się bali mnie zwolnić. Ale udało im się. Ja po prostu nie pozwolę aby do mojej pracy wtrącały się osoby nieuczciwe i niekompetentne.
A w seniorskiej drużynie trudniej utrzymać jedność niż u juniorów?
Nie. Nie miałem z tym problemów. Na początku były kłopoty z pieniędzmi. Nie było tak jak teraz, że zawodnik jest na kontrakcie 6-7 miesięcy, po czym kapota na grzbiet i nawet do widzenia nie powie. Kiedyś było to mądrzej zorganizowane, bo kontrakty były podpisywane na 2, 3, 4 lata. I rzeczywiście zawodnik był w jednym klubie przez kilka lat. Co dawało trenerowi możliwość kontroli nad graczem przez 12 miesięcy. Ten czas po skończeniu ligi był dla mnie bardzo cenny. Dawałem 2 tygodnie roztrenowania, 3 tygodnie urlopu wypoczynkowego, ale spędzonego czynnie i 9 tygodni pracowaliśmy nad podniesieniem indywidualnych umiejętności zawodników. W tym okresie robili duży postęp. Jeśli chodzi o sprawy finansowe, moim pomysłem było wynagradzanie zawodników za wynik sportowy (premie meczowe). Pieniądze leżały na parkiecie, a nie w kontraktach i pensjach. Na początku zawodnicy nie chcieli tego zaakceptować, ale z czasem obie strony były zadowolone.
W latach 90-tych koszykówka była popularna nie tylko w Stalowej Woli, ale w całej Polsce. Dziś niewiele z tego nie zostało.
Widać gołym okiem jaka jest sytuacja ale jest to dobry moment, żeby popularność koszykówki wróciła, aby tę sytuację zmienić trzeba mieć pomysł i wziąć się do roboty.
W przeszłości zamiast inwestować w przyszłość pieniądze szły na „tu i teraz”, do Polski przyjeżdżało coraz więcej zagranicznych koszykarzy, którzy niekoniecznie prezentowali poziom Keitha Williamsa.
Zabrakło Polaków bo nie ma szkolenia. Do tego ciągłe zmiany przepisów: dwóch może grać, trzech może grać, pięciu może. To jest tak jak z zepsutą drogą. Zamiast ją naprawiać można przecież postawić znak, żeby wolniej jechać. No i my tak jedziemy coraz wolniej. Ja nie wiem czy tego nikt nie widzi? Ci młodzi zawodnicy zaczynający kariery powinni mieć możliwość rozwoju poprzez grę w niższych ligach, mam na myśli III, II i I ligę. Korzystniej by było, żeby w tych ligach był dużo wyższy poziom. Przecież w Europie to normalne, że grasz w II lidze włoskiej czy hiszpańskiej i za chwilę możesz trafić do zespołu Euroligowego. Bo tam masz warunki, żeby się rozwijać. A weź mi u nas znajdź jakiegoś chłopaczka z II albo z I ligi, żeby zagrał przynajmniej w Ekstraklasie. Przecież to nieporozumienie.
Szkoła mistrzostwa sportowego?
No super, tylko z nią jest jak z reprezentacją seniorów. To jest miejsce dla najbardziej uzdolnionych. Ta szkoła jest bardzo potrzebna, bo tam są stworzone świetne warunki dla tych najlepszych.
A kto jest pana najlepszym wychowankiem?
Trudno tak wyróżniać, ale chyba Romek Prawica (były reprezentant Polski, gracz Stali Stalowa Wola, Anwilu Włocławek, Polonii Warszawa i Stali Ostrów Wielkopolski – przyp. aut.) On jako dziecko był bardzo pracowity, zdyscyplinowany, szczery, autentyczny. Zresztą taki jest do dzisiaj. To takie cenne. Chociaż wielu zawodników, gdy spotykamy się po latach mówi, że miło wspomina pracę ze mną. Piotr Czaska, który grał bardzo długo w koszykówkę, właśnie ten czas w Stali, ze mną jako trenerem ceni sobie najbardziej. To miłe, prawda? Miałem takich chłopaków jak Stasio Szwedo, Heniek Bieleń, i wielu, wielu innych… Zresztą widzę po swoich chłopakach jak sobie radzą w życiu. Nie każdy zostaje koszykarzem, ale dla każdego sport to dobra szkoła życia. Niektórzy pokończyli po dwa fakultety i zajmują wysokie stanowiska w różnych firmach.
A nie myśli Pan że Roman Prawica mógł osiągnąć więcej?
Nie analizuję tego w ten sposób. Pamiętajmy, że to był swego czasu najlepszy obrońca w Polsce. Wszyscy się go bali, każdego potrafił zatrzymać. Może poza Keithem Williamsem. Ale akurat Williamsa to mało kto potrafił zatrzymać. To był taki gracz, że przy wyrównanym spotkaniu ostatnia piłka szła do niego, wszyscy schodzili na boki i „1 na 1” nikt nie miał z nim szans.
No właśnie, mówił pan sporo o drużynie, a są tacy zawodnicy, że można zespół budować pod nich.
To prawda, niby koszykówka to gra zespołowa, ale cały czas trzeba pracować nad przygotowaniem indywidualnym. Podstawy są najważniejsze. Jeżeli zawodnicy są dobrze wyszkoleni to organizacja gry zespołu nie jest dużym problemem. W zasadzie przy zespole z dobrze wyszkolonymi zawodnikami to trener ma komfort w prowadzeniu drużyny. W tej sytuacji zawodnik potrafi ocenić sytuację na boisku, wykorzystać błąd przeciwnika w obronie i skończyć skutecznie akcję sam lub przy współpracy z partnerem.
Jak zmienił się zawód trenera przez ostatnie 40 lat?
Jak zaczynałem pracę trenera, to teściowa przywiozła mi ze Stanów Zjednoczonych książkę. Kosztowała 18 dolarów. A pensja w Polsce wynosiła 20 dolarów. Taka była chęć pozyskania wiedzy. Dzisiaj tych informacji i materiałów szkoleniowych jest wręcz za dużo. Trenerzy mają bałagan w głowie. Coś co się zdobywa ciężko ma jednak inną wartość. Teraz mamy dostęp do materiałów z całego świata, a ja pamiętam taką klinikę trenerską z 1979 roku, która odbyła się w Warszawie. Przyjechało tam dwóch trenerów z USA, z uniwersytetów Kentucky i Alabama. Przedstawili się, powiedzieli że są przyjaciółmi, ale filozofię koszykówki mają zupełnie inną. U nich każda wypowiedź zaczynała się od zwrotu „według mnie.” Różne są filozofie gry i sposoby nauczania podstaw. W związku z tym od każdego trenera można się czegoś nauczyć. A w Polsce jeśli ktoś ma swoje zdanie to z założenia nie ma racji. .
Druga rzecz, którą zapamiętałem: nie fantazjować na boisku. Bo przy fantazjowaniu to się można pogubić. Im prościej tym lepiej. Zostało mi to w głowie i staram się najprostszymi środkami realizować cele. No i jeszcze jedna rzecz: najpierw nauczcie zawodników podstaw, a później będziemy ich organizować w grę zespołową. Musi być fundament. A my tego do dziś nie rozumiemy. Czy to jest takie trudne? Może mi się łatwo mówi, bo siedzę w tym 40 lat?
Co jest ważniejsze w pracy z młodzieżą, szkolenie czy wynik?
Szkolenie. Etap podstawowy, nauka podstaw. To jest początek. Tam musi być nauka, nie trening. Jeżeli ja uczę dzieciaczki podstaw i gramy mecz z drużyną, której trener chce się lansować przez wynik to ja początkowo mogę przegrać. Ale jego zawodnicy za kilka lat, bez podstaw nie poradzą sobie w dorosłej koszykówce.
Byłem na meczu gwiazd I ligi w Krośnie. Wychodzą, wytatuowani, popisują się wsadami, a jak przychodzi do grania to żenada. Rzut za 3 – skuteczność 15%. Siedzę na tym meczu i się męczę. Żadnej współpracy. Żadnej wiedzy, nic, tragedia. Dopiero wyszedł Karol Szpyrka i ten chłopaczyna jako jedyny w tym meczu pokazał ze trzy dobre akcje, gdzie była współpraca gracza obwodowego z graczem podkoszowym. A przecież to zawodnicy, którzy są bezpośrednim zapleczem Ekstraklasy.
Załóżmy że uzbieramy taką drużynę z podstawami. To co jest najważniejsze w koszykówce?
Wykorzystać umiejętności i predyspozycje zawodników. Ustalamy taktykę pod graczy jakich mamy, na tym to wszystko polega.
Pana ulubiony koszykarz?
Było trochę tych świetnych graczy: Darek Zelig, Adaś Wójcik…
A to prawda, że Wójcik miał grać w Stalowej Woli?
No tak, ja go tu przywiozłem. Ze Stalowej ma żonę, prowadziłem go w juniorskiej reprezentacji Polski, a on jakoś chwilowo nie miał kontraktu, bo miał jechać do Włoch ale to nie wypaliło i byliśmy już dogadani i on chciał u mnie grać. Ja żeby ze Stali coś jeszcze wycisnąć potrzebowałem takiego gracza, który będzie lepszy od pozostałych. Taki który ich pociągnie, taki Adaś Wójcik! Ostatecznie nie podpisał kontraktu, bo poszło o jakąś bzdurę, o jakiś samochodzik służbowy, żeby jeździł nim po Stalowej. Ale tak naprawdę to podejrzewam, że władze Stali nie chciały go zatrudnić, bo czekali tylko na okazję żeby mnie zwolnić, a z Adasiem mogliśmy jeszcze sporo w tej lidze zwojować.
No dobrze, wracamy do tych ulubionych koszykarzy: Zelig, Wójcik, a obcokrajowcy?
Na pewno Keith Williams.
Pytałem o to jak zmienił się przez lata zawód trenera, a jak zmieniła się koszykówka?
Przede wszystkim fizycznie, stała się bardzo kontaktowa.
Kto dziś najlepiej szkoli młodzież?
Hiszpanie. Są wspaniali. Podejrzewam, że mają taką filozofia, że wynik na początku procesu szkoleniowego nie jest najważniejszy. Oni jak przegrywają, to trenerzy mają równowagę psychiczną. Nie wariują. Moja filozofia jest taka, że wynik na Mistrzostwach Europy czy Świata nie jest najważniejszy. Najważniejsze jest to, żeby Reprezentacja na takich imprezach grała. Jest to ważne zwłaszcza w grupach młodzieżowych. Żeby oni na tę imprezę pojechali, żeby się doskonalili. Bo konfrontują się z najlepszymi. Nie medal jest najważniejszy. Co za różnica jakbyśmy zamiast drugiego miejsca zdobyli czwarte? Ze szkoleniowego punktu widzenia: żadna. Pewnie, że jak jest medal, to jest też większa satysfakcja, ale od strony szkoleniowej on nic nie zmienił.
Filozofia koszykówki, to ważna rzecz?
Bardzo ważna. Musi być myśl przewodnia. Trzeba wiedzieć w którym iść kierunku. Dziś koszykówka jest oparta na mocnej i agresywnej defensywie. Trzeba dobrze bronić, żeby nie stracić punktów, zebrać piłkę albo ją przechwycić i ruszyć do kontrataku. Jak się nie uda kontratak, to trzeba próbować wtórnego szybkiego ataku, bo obrona przeciwnika jeszcze nie jest zorganizowana. A dopiero na trzecim miejscu jest granie ataku pozycyjnego. Każde wejście w posiadanie piłki powinno być sygnałem do kontrataku, żeby zdobyć łatwe punkty. Granie kontratakiem kosztuje mniej wysiłku fizycznego niż zdobywanie punktów w ataku pozycyjnym. Pod tą filozofię muszę przygotować treść treningową i konstrukcję ćwiczeń. Takie ćwiczenia żeby było przełożenie od razu na sytuacje meczowe. A na każdym treningu musi być jeszcze czas i miejsce na technikę defensywną, ofensywną i na grę 1 na 1. To robię na każdym treningu. Właściwie to bardzo proste…
Teraz Pan swoją filozofię przekazuje dzieciom w Stalowej Woli. Przy Zespole Szkół nr 2 powstała „Kuźnia Koszykówki”
Ja mam teraz jeden cel. Chcę tu znaleźć jednego chłopca w roczniku, który będzie miał predyspozycje. Wyedukować go i oddać do reprezentacji młodzieżowej. Niech sobie idzie w świat. To jest mój cel. I mam takiego chłopaczka w 6 klasie. I będę robił wszystko, żeby go dobrze wyedukować.
Bo Kuźnia Koszykówki zajmuje się tylko szkoleniem młodzieży. Na to szkolenie sami musimy zdobyć pieniądze. Mamy grupki mini-koszykówki w stalowowolskich szkołach podstawowych, mamy zajęcia pozalekcyjne, dzieciaczki bawią się grając w kosza 2 razy w tygodniu pod okiem nauczycieli wychowania fizycznego, później organizujemy pikniki koszykówki, z tych pikników wybieramy chłopców, którzy chcą i którzy mają predyspozycje. I organizujemy to dalej, w gimnazjum – klasa sportowa. Później wędrują do liceum. Tak to wygląda u nas i tak powinno wyglądać w całej Polsce. To naprawdę nie jest bardzo skomplikowane.
Mamy niezłą sytuację, bo wspiera nas prezydent Stalowej Woli, mamy opiekuna – dyrektora szkoły, sprawy organizacyjne załatwia były koszykarz Stali Marek Jarecki, do tego trenerzy: Roman Prawica, Robert Bełczowski, Damian Skiba i moja skromna osoba. I w tym modelu 9-cio letnim, podstawówka plus gimnazjum i liceum wszystko mamy w miarę poukładane. Chcemy spokojnie pracować. Tylko żeby nam nie przeszkadzano, a dobrze jakby ktoś jeszcze pomógł. Jestem przekonany, że z każdego rocznika znajdziemy jednego chłopca. A jak w każdym mieście by tak znaleźli po jednym zdolnym zawodniku, to już byłoby dobrze. Szkoda, że działacze klubu Stal Stalowa Wola, którzy otrzymali majątek z Huty Stalowa Wola celem utrzymania sportu w mieście bardziej zainteresowani są stanowiskami i dobrymi pensjami. I tym aby sport był na jak najniższym poziomie, aby było jak najmniej wydatków.
Reprezentacja Polski do lat 15, to drugi z Pańskich celów, to zajęcie na najbliższe 4 lata?
No tak, chyba że komuś podpadnę, to wtedy będzie krócej. Na razie pracuję, czeka nas pierwsza ważna impreza pod koniec tego roku. Turniej nadziei olimpijskich, który odbywa się zawsze w Polsce, w Czechach, na Słowacji albo na Węgrzech. Jeszcze nie wiem gdzie ten najbliższy zostanie rozegrany. Na razie jest tak jak mówiłem, nie możemy bazować na wyszkoleniu klubowym tych chłopców. Bo w konfrontacji międzynarodowej nie mamy żadnych szans. Musimy mieć czas, żeby to wszystko poprawić. Dopiero wtedy będziemy myśleć o rywalizacji. Jak to wyjdzie? Zobaczymy. Na dzień dzisiejszy cały czas musimy pracować nad podstawami.
Największy sukces w pana karierze?
A ja wiem? Chyba że Ci chłopcy doceniają, że się ich wciągnęło do koszykówki, doceniają prace ze mną.
Czyli nie medal Mistrzostw Świata?
Eee, co tam medal? Nawet nie wiem gdzie go mam. Muszę poszukać (śmiech)
Największa porażka?
(po dłuższym zastanowieniu)… Spoczywa na mnie odpowiedzialność za tych chłopców. To ja ich wciągam w to środowisko i nie daj Boże jak zdarzy się jakaś kontuzja. Przecież też miałem takie przypadki, jak to w sporcie. Jedno kolano, leczenie, drugie kolano, leczenie i po chłopaku. Mam wtedy poczucie winy, człowiek to przeżywa, spotykam się z rodzicami, którzy często mnie o to obwiniają, a przecież inni chłopcy funkcjonują, kontuzji nie ma, ale to się niestety w sporcie zdarza się.
Pan się wybiera na emeryturę?
Nie no, nie. Jak na emeryturę? To znaczy jestem na emeryturze, ale pracuję.
O tą koszykarską mi chodziło?
Nie, od koszykówki nie ucieknę.
Czyli czekamy na kolejnych reprezentantów Polski…
No zobaczymy, zobaczymy, ale tak mówimy o szkoleniu, o systemie, o trenerach, to trzeba też powiedzieć, że dzieciaki się zmieniły przez te lata mojej pracy. Dziś trudniej namówić dzieci do wysiłku, do treningu, nie mają nawyku słuchania i są niezdyscyplinowane. Dziś stworzyć grupę to nie jest prosta sprawa. Trzeba być psychologiem, pedagogiem, dyplomatą.
Ten sukces reprezentacji do lat 17 jakoś wpłynął na zainteresowanie koszykówką. Więcej dzieciaków chciało trenować, więcej rodziców się zgłosiło?
Nie, ale to raczej dlatego, że w Stalowej Woli to przecież wszyscy się znają. Każdy wie co ja robię i jak to robię, bo siedzę tu od 40 lat. Jak ktoś chce trenować koszykówkę, to wie czego się spodziewać. I tu sukces z reprezentacją nic nie zmienił. Dla mnie ważne są ambicja, honor, uczciwość, patriotyzm. Tego mnie nauczyli dziadkowie i rodzice. I jak jesteś tak ukształtowany od małego to już nic Cię nie zmieni. Ale z tego wynika też moja konsekwencja.
Komentarze
Prześlij komentarz