"To był Bóg przebrany za Michaela Jordana" czyli historia pewnego meczu

Przed meczem Dick Stockton i Tom Heinsohn - dziennikarze stacji CBS, która starcie Boston - Chicago transmitowała do domów w całych Stanach Zjednoczonych dyskutowali o tym czy jeden człowiek może pokonać ekipę Celtics. Tym człowiekiem miał być Michael Jordan. Trzy dni wcześniej rewelacyjny drugoroczniak rzucił aż 49 punktów, ale koszykarze Bulls przegrali. W niedzielę, 20 kwietnia 1986 roku kibice zgromadzeni w legendarnej hali Boston Garden mieli zobaczyć coś co w ich pamięci pozostanie na zawsze.




Ubrany w czerwony dres z wielkim napisem Chicago i równie wielkim logo NBA Michael Jordan uważnie słucha Pata O'Briena z CBS podczas przedmeczowego wywiadu, ale nie może powstrzymać szerokiego uśmiechu przy pytaniu "czy jeden człowiek może pokonać Celtics?". Odpowiedź gracza Bulls brzmi oczywiście, że nie jest to możliwe. Dziennikarz zauważa też, że zaledwie sześć tygodni wcześniej MJ mecze obserwował z ławki rezerwowych. "Ciesze się, że wreszcie mogę pomóc drużynie" odpowiada znów z rozbrajającym uśmiechem lider Byków. 

Michael Jordan, numer 3 draftu 1984 roku i najlepszy debiutant sezonu 1984/85 - większość rozgrywek 85/86 stracił z powodu kontuzji. Wrócił za wcześnie, na własną prośbę i podejmując ryzyko, że dopiero co zrośnięta kość w lewej nodze znów pęknie. Końcówkę sezonu zasadniczego spędził na wykłócaniu się z trenerem Stanem Albeckiem i właścicielem klubu Jerrym Reinsdorfem o to ile minut może spędzać na parkiecie. Zdążył jednak zapewnić drużynie z Wietrznego Miasta udział w play-offs, ale ponieważ Bulls startowali dopiero z ósmego miejsca to ich rywalem w pierwszej rundzie jest najlepsza ekipa Konferencji Wschodniej - Boston Celtics. Pierwszy mecz faworyci wygrali 123:104. MJ uzbierał aż 49 punktów. Stąd pytanie o to czy w pojedynkę zamierza pokonać Boston...

Tego popołudnia Jordana kryje świetny defensor - Dennis Johnson, ale po kolejnych akcjach bezradnie patrzy jak piłka wpada do kosza albo słyszy gwizdek sędziowski, który oznajmia przewinienie i rzuty wolne dla MJ-a. Jego biało-czerwone "Air Jordany", które stały się ogromnym sukcesem rynkowym firmy Nike, raz po raz odbijają się od parkietu w polu trzech sekund. Ich właściciel wbija się między obrońców Celtics, słynących przecież z ostrej, czasem nawet brutalnej gry. Trafia spod obręczy i z półdystansu. W wielu akcjach jego koledzy nawet nie dotykają piłki. Do przerwy ma 23 punkty na koncie, tuż przed końcem spotkania już 52. Ale na 30 sekund przed ostatnią syreną to gospodarze prowadzą 116:114 i mają piłkę. Ostatnią akcję rozgrywają fatalnie a rzut z trudnej pozycji oddaje podwojony Larry Bird. Pudłuje. Piłkę zbiera jednak gracz Celtics - Robert Parish i gdy wydaje się, że jest po wszystkim, Jordan wybija mu ją z rąk. Trener Stan Albeck jest tak podniecony wydarzeniami na parkiecie, że upłynie jeszcze 3 sekundy zanim poprosi o czas. Oczekiwanie na powrót koszykarzy na parkiet się przeciąga bo zaraz po Bykach przerwę na żądanie biorą Celtics. Na zegarze 6 sekund do końca. Jordan dostaje piłkę, kozłuje przez całe boisko, mija Johnsona i rzuca za trzy punkty. Tego dnia cała drużyna Chicago Bulls z rzutów zza lini 7,24 skorzysta zaledwie dwa razy, obie próby będą niecelne. Ta Jordana - również spudłowana - do statystyk nie zostaje zaliczona bo idący z pomocą Kevin McHale fauluje lidera Byków. Zawodnik Celtics trzyma się za głowę i nie może uwierzyć w to co właśnie się stało. Trener Bulls z uśmiechem na twarzy bije brawo. Jordan staje na linii rzutów wolnych. Przy ogłuszającym wyciu i gwizdach bostońskiej publiczności trafia dwa rzuty. Później powie, że presja była większa niż wtedy gdy oddawał decydujący rzut - dający mistrzostwo NCAA jego ukochanej North Carolinie. W Bostonie jest dogrywka!

Bulls prowadzą, a Jordan z coraz większym trudem, ale jednak zdobywa kolejne punkty. Dennis Johnson wylatuje z boiska za 6 przewinień. Na 15 sekund przed końcem goście z Chicago prowadzą 125:123. Jednak Danny Ainge mija MJ-a i lay-upem zdobywa łatwe punkty. 125:125. 12 sekund. Obrońcy Celtics odcinają super-strzelca Bulls od piłki, na pole ataku musi przeprowadzać ją Dave Corzine, w końcu udaje mu się podać do Jordana, ale ten z niezłej pozycji, na 0,2 sekundy przed końcem trafia tylko w obręcz. "To jest rzecz, którą z tego meczu zapamiętałem najbardziej" - wspominał Michael - "Mówiłem sam do siebie, proszę - wygrajmy ten mecz, nie wierzę że  wtedy spudłowałem." Jeszcze szalony, niecelny rzut Birda i czas na drugą dogrywkę!

W niej Jordan jest już bardzo zmęczony. Nie trafia przy stanie 133:131 dla Bostonu, za moment Parish ustala wynik spotkania na 135:131. Bulls przegrywają, niemal 20 tysięcy kibiców w Boston Garden szaleje z radości, jeszcze nie zdają sobie sprawy z tego, że byli właśnie świadkami historycznego występu. I nie chodzi wcale o ich ulubieńców. "To było niesamowite" - mówi Orlando Wooldridge, który zaliczył 24 punkty i 9 zbiórek - "ja po prostu chciałem usiąść na trybunach i podziwiać jego grę. Przebywanie z nim na parkiecie miało w sobie coś magicznego." Wiedzą to już komentatorzy, którzy w trakcie dogrywek liczą kolejne punkty Michaela Jordana, dzięki którym koszykarz Byków zbliża się i bije rekord Elgina Baylora. 63 punkty! Najlepszy wynik w historii play-offs NBA! "Myślałem, że w czwartek zagrałem najlepszy mecz, ale... zaskoczyłem sam siebie" - przyznaje Jordan, stwierdza też jednak "Może kiedyś, za 15 lat, powiem dzieciom - popatrzcie jak zagrałem, ale teraz... ja chciałem po prostu wygrać ten mecz." Nie udało się, za to rekord przetrwał już...31 lat.
"To był Bóg przebrany za Michaela Jordana" komentuje występ rywala wielki Larry Bird. Jego słowa staną się równie legendarne jak występ MJ-a. 




***wypowiedzi koszykarzy pochodzą z "Chicago Tribune" i transmisji CBS








Popularne posty