Dlaczego nie Scottie Pippen? Czyli o tych którzy w finałach pozostawali w cieniu...
6
mistrzowskich pierścieni i 6 tytułów MVP Finałów. Michael Jordan
jest w tym względzie rekordzistą NBA! W najważniejszych momentach
to on błyszczał najjaśniej i on zgarniał nagrody. Król finałów,
wygrał wszystkie w których brał udział i za wszystkie otrzymał
nagrody dla najbardziej wartościowego gracza.
Ale
są i tacy, co do których nie mamy wątpliwości – to wspaniali
koszykarze, czasem nawet wybitni, mistrzowie NBA, MVP sezonu
zasadniczego, ale w finałach NBA znajdywali się w cieniu kogoś innego. Nie, nie chodzi o rywali a o kolegę z zespołu. Tak jak Stephen Curry. Dwukrotny mistrz
NBA, dwukrotny MVP sezonu zasadniczego, ale w najważniejszych
pojedynkach - show zabrali mu Andre Iguodala (dwa lata temu) i
Kevin Durant (dzisiaj). Przed Wami moja piątka wielkich, nie do końca
spełnionych...
Wybór
był subiektywny, ale też dosyć ograniczony. Brałem pod uwagę tylko
mistrzów NBA. Bo brak mistrzostwa raczej wyklucza zdobycie tytułu
MVP finałów (no chyba, że nazywasz się Jerry West) Dlatego nie ma tu
Barkleya, Ewinga, Malone'a i całej reszty tych nieszczęśników,
którzy musieli grać przeciwko Michaelowi Jordanowi. Drugim
kryterium jest tytuł MVP sezonu zasadniczego lub gra w Dream Teamie.
Uznałem, że jedno lub drugie gwarantuje iż mówimy tylko o
koszykarzach absolutnie najlepszych.
1.
Stephen Curry
Geniusz
w którego nikt nie wierzył. Nie skończył najlepszego college'u, nie
dostał się w drafcie do NBA z numerem 1 (a dopiero z 7-mym), nie został
wybrany najlepszym debiutantem, potem była kontuzja, a potem...
przecieranie oczu ze zdumienia! Rzuty za 3 punkty wyniósł na
zupełnie inny poziom, odmienił grę w koszykówkę mając zaledwie
191 centymetrów wzrostu. Został MVP sezonu zasadniczego w 2015 i
2016 roku. W tym drugim przypadku – po raz pierwszy w historii –
jednogłośnie. I wreszcie dochodzimy do wielkich finałów. Dwa lata temu,
nieco kontrowersyjnie nagrodę MVP przyznano Andre Iguodali. Pewnie zasłużył, ale gdyby otrzymał ją Curry nikt by się nie zdziwił. W tym roku nie było wątpliwości do kogo powędruje statuetka MVP –
to były finały Kevina Duranta. A przecież Curry w pięciu meczach
przeciwko CAVS notował 26,8pkt., 10,8as., 6,6zb. Wow!
Rozgrywającego już mamy:)
2.
Clyde Drexler
Podobno
ciągle uważa, że był lepszy od Michaela Jordana. Przyszedł do
NBA rok przed MJ-em i wydawał się człowiekiem, który poprowadzi
Portland Trail Blazers do wielkich sukcesów. Jednak przegrał finały w
1990 i 1992 roku (te drugie z Chicago Bulls) Wreszcie
opuścił Oregon i przeniósł się do Teksasu. W ostatniej chwili! W
1995 roku załapał się na jedyne w karierze mistrzostwo NBA, ale
oczywiście Houston Rockets to była drużyna Hakeema Olajuwona i to
on zgarnął nagrodę MVP finałów. „The Glide” nigdy też nie
otrzymał nagrody MVP sezonu regularnego, ale był bezsprzecznie
jedną z największych gwiazd NBA lat 90-tych, koszykarzem słynnego
Dream Teamu z Barcelony, 10-krotnym uczestnikiem All Star Game,
koszulki z jego numerem (22) zostały zastrzeżona w Portland i
Houston. Średnie z finału 1995 roku (4:0 z Orlando Magic)? 21,5pkt.,
9,5zb., 6,8as. Też całkiem nieźle;)
3.
Scottie Pippen
Niemal
cała kariera w cieniu Michaela Jordana. Pippen był absolutnie
jednym z najlepszych koszykarzy w historii, złotym medalistą z Barcelony, mógł być liderem
dowolnej drużyny w NBA, ale trafił do Chicago Bulls. To miało
wiele plusów, miało też kilka minusów. Przy Michaelu
Jordanie stał się zawodnikiem wybitnym, z czasem stał się też graczem bez którego nie wyobrażamy sobie największych sukcesów "Jego Powietrzności". Wspólnie zdobyli 6 tytułów mistrzowskich. Ale w finałach
zawsze nagrody MVP zgarniał Jordan. Najbliżej odmienienia tej
tendencji było w roku 1998. Wtedy, po czterech spotkaniach, pojawiły
się głosy aby po pięciu statuetkach dla MJ-a przyznać
przynajmniej jedną Pippenowi. Obaj grali wyśmienicie, ale wiemy jak to się skończyło... W meczu numer 5 Pippen zdobył tylko 6 punktów
(chociaż też 11 asyst i 11 zbiórek), a w szóstym starciu to Jordan
zabrał piłkę Karlowi Malone'owi i to Jordan oddał decydujący rzut ponad
Bryonem Russellem. Pippen? No cóż miał w tamtych finałach z Utah
Jazz średnio 15,7pkt., 6,8zb. i 4,8as. „Po prostu wychodzę na parkiet i
gram, nie zastanawiam się kto jest najlepszym zawodnikiem” - mówił
dla gazety „Chicago Tribune”, która w trakcie decydującej batalii pisała „MVP
finałów? Dlaczego nie Scottie Pippen? Zasłużył na to!”
4.
Kevin Garnett
Przez lata był liderem Minnesota Timberwolves. Konkretnie przez długie 12 lat. Przez pierwsze siedem "Leśne Wilki" kończyły rywalizację na pierwszej rundzie play-off. Aż wreszcie nadszedł sezon 2003/2004... Minnesota wygrała aż 58 meczów, Kevin Garnett rzucał ponad 24 punkty na mecz i miał niemal 14 zbiórek. Otrzymał nagrodę MVP sezonu zasadniczego. Timberwolves po raz pierwszy w historii przebrnęli pierwszą i drugą rundę play-off, przegrali dopiero w finale Konferencji z Los Angeles Lakers. Potem było już jednak tylko gorzej, po kolejnych nieudanych sezonach "Big Ticket" na nowe miejsce do grania wybrał Boston Celtics. Tu znalazł się w komfortowej sytuacji. Nie wszystko zależalo od niego. Wspólnie z Paulem Piercem i Rayem Allenem stworzyli "Wielką Trójkę". Wspieraną jeszcze przez Rajona Rondo. W 2008 roku Garnett jedyny raz w karierze sięgnął po mistrzostwo NBA, Celtics pokonali Lakers. KG w finałach notował średnio 18,2pkt. oraz 13 zbiórek. Ale nagrodę dla najbardziej wartościowego gracza zgarnął Paul Pierce, który przyćmił Kobego Bryanta.
5.
David Robinson
Legenda San Antonio Spurs i amerykańskiej koszykówki. "The Admiral" był nie tylko świetnym sportowcem, bardzo poukładanym człowiekiem, ale też żołnierzem Amerykańskiej Marynarki Wojennej. Kolejny z zawodników słynnego "Dream Teamu" z Barcelony. Całą karierę spędził w ekipie z Teksasu, która przez wiele lat utrzymywała się w czołówce Zachodu, ale wciąż brakowało jej awansu do wielkiego finału. W 1995 roku Robinson otrzymał nawet nagrodę MVP za sezon zasadniczy. Nic z tego, finał Konferencji Spurs przegrali z Houston Rockets. Gdy już wydawało się, że "Admirał" dołączy do sporej grupy fantastycznych koszykarzy bez pierścienia mistrzowskiego - pod koniec kariery zdobył aż dwa! I nie musiał do tego - jak Drexler - zmieniać barw klubowych. Wystarczyło przyjście Tima Duncana i objęcie drużyny przez trenera Gregga Popovicha. W 1999 roku Spurs pokonali New York Knicks a cztery lata później New Jersey Nets. I mimo bardzo solidnych występów Davida Robinsona (16,6pkt,, 11,8zb. w 1999 roku oraz 10,8pkt. i 7,3zbiórki w wieku 38 lat (!) w roku 2003) na przełomie wieków w San Antonio panował już Tim Duncan. To on zgarnął nagrody MVP finałów.
Wyróżnienie specjalne: Bill Russell
To jego imię nosi nagroda MVP finałów. Chociaż on sam (11-krotny mistrz NBA, 5-krotny MVP sezonu zasadniczego) nigdy jej nie otrzymał. Z jednego, prostego powodu... zaczęto ją rozdawać gdy legendarny center Boston Celtics sięgał po ostatni tytuł mistrzowski w karierze i akurat wtedy, w 1969 roku, jedyny raz w historii statuetka dla najlepszego gracza finałów powędrowała do koszykarza drużyny pokonanej - otrzymał ją Jerry West - legenda Los Angeles Lakers. Od tego czasu zdobywają ją koszykarze wybitni. Tylko Michael Jordan uhonorowany nią został aż 6 razy. Reszta, daleko z tyłu, 3 razy MVP finałów byli Magic Johnson, Shaq O'Neal, Tim Duncan i LeBron James. 2 razy Willis Reed, Larry Bird, Kareem Abdul-Jabbar, Hakeem Olajuwon i Kobe Bryant. 21 zawodników ma po jednej takiej nagrodzie, w tym - od dziś - Kevin Durant.
Komentarze
Prześlij komentarz